W ciągu kilkunastu pierwszych dni Mateusz pokonał ok. 300 km. Przed nim więc jeszcze ok. 900. – Jest ciężko. Antarktyda to najbardziej suchy kontynent świata, tymczasem do tej pory miałem tylko jeden dzień bez opadów śniegu – mówi Waligóra.
Podróżnik martwi się, czy wystarczy mu paliwa – zabrał go tyle, by wystarczyło na 60 dni. Dzięki niemu topi śnieg i ma co pić, a także może przygotowywać ciepłe posiłki. W swojej drodze na biegun jest samowystarczalny – wszystko, co potrzebne, ciągnie na pułkach. Na początku wyprawy ważyły one 130 kg. Jednak z każdym dniem stają się lżejsze. – Jeśli tylko pogoda się poprawi, postaram się przyspieszyć i regularne pokonywać ok. 25 km dziennie. Na razie spowalnia mnie śnieg, a także whiteout – biała ciemność. Trudno wtedy iść szybko, utrzymać prawidłowy kierunek. A nawet równowagę – wszystko przypomina wnętrze piłeczki pingpongowej, nie wiadomo, czy idzie się w dół, czy do góry. Zaliczenie gleby jest nieuniknione – mówi Waligóra.