Może nie brzmię, ale jestem w całkiem dobrej kondycji. Do bieguna zostało mi jeszcze 97 kilometrów – przekazał w poniedziałek 9.01. 2023 r. Mateusz.
Za nim już 1100 km. Wędrówkę rozpoczął w połowie listopada z zamarzniętej zatoki Hercules Inlet. W ostatnich dniach pokonał jeden z najtrudniejszych odcinków leżących na trasie wyprawy – ogromne pola zastrug, czyli zasp nawianego i zamarzniętego śniegu. – Straszono nas, że to prawdziwe piekło i ja się na to piekło przygotowałem. A poszło lepiej, niż się spodziewałem. Ten odcinek był dla mnie łatwiejszy, niż pole zastrug na 82. stopniu szerokości geograficznej południowej. Zastrugi były tam wielkie jak samochody, w dodatku uformowane z litego lodu – opowiada Mateusz.
Obecnie porusza się już po w miarę płaskim terenie, na wysokości 2700 m n.p.m. Atmosfera nad Antarktydą jest jednak cienka. – Czuję, jakby był na 4500 m n.p.m, brakuje mi tlenu. Mimo że idę po płaskim, to mam problemy z oddechem. To frustrujące. Głowa by chciała, a płuca i nogi nie mogą. Codziennie pokonuję więc takie same dystanse, jak na najtrudniejszym odcinku, a mam wrażenie, że wkładam w to więcej energii – opowiada Mateusz.
W tej części Antarktydy temperatury są bardzo niskie. – Świeci słońce, prawie nie wieje, ale gdy tylko ściągam na chwilę rękawice, to zaraz muszę zanurzać palce w kubku z gorącą herbatą. Odczuwalna temperatura spada poniżej minus 40 stopni Celsjusza, łatwo można się odmrozić. Trzeba uważać na każdą drobną czynność – mówi Mateusz.
Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, na biegun południowy powinien dotrzeć w piątek (13.01.2023 r. ) rano czasu polskiego. – Powinno wystarczyć mi jedzenia, a także paliwa, które służy do roztapiania śniegu i gotowania. Skończyło mi się salami, witamina C i ser. Kończy się też masło. Marzę o kokosowych markizach nyskich. Babcia zawsze miała je dla mnie w barku. Ciekawe, czy je dalej produkują? – zastanawia się Waligóra.